niedziela, 3 kwietnia 2016

Moja historia czyli z sportowej przygody do karaiery wspinacza. :)

Moja nietypowa historia zaczęła się w szkole gimnazjalnej. Miałem wtedy 13 lat i byłem mocno ukierunkowany na sport w każdej możliwej postaci; piłka nożna, siatkówka, biegi przełajowe, kolarstwo. Z reguły jak każdy chłopiec potrzebowałem ruchu, a jeżeli był na świeżym powietrzu to w ogóle bajka ;). Niedługo po rozpoczęciu roku szkolnego koleżanka natrafiła na ogłoszenie dotyczące zawodów na rolkach dla amatorów i profesjonalistów. Szybko mnie o tym poinformowała, na zasadzie: Może wystartujesz, przecież cały czas cię widze rolkach jak robisz rundkę sklep-dom — szkoła. Pamiętam, pomyślałem wtedy, czemu nie wystartować? Niedługo potem ruszyłem w bój. Opancerzony w plastikowe ochraniacze, kask snowboardowy (bo zwykłego nie miałem ;)) i stare, sprawdzone rolki. Udało się wtedy zająć 2 miejsce w amatorach trenujących w klubach sportowych, strasznie byłem podekscytowany. Dostałem oldskulowy puchar i dyplom. Chwilę po zawodach rozmawiałem z trenerką tych klubowych dzieciaków, dogadaliśmy kwestie współpracy :D i tak to się zaczęło z trenowaniem łyżwiarstwa szybkiego.


Pierwsze treningi odbywały się z reguły na powietrzu, ćwiczenia emitując łyżwiarskie ruchy. W czasie deszczu przenosiliśmy treningi do szkolnych korytarzy. Główny problem stanowił brak wyspecjalizowanej infrastruktury, czyli lodowiska w Giżycku, dawniej łyżwiarze sobie radzili, wylewając w czasie zimy wodę na boisko sportowe. My obraliśmy trudniejszy wariant trenowania na zamarzniętym jeziorze Niegocin. Wiadomo trochę więcej pracy w przygotowanie takiego toru, ale ile frajdy dawała taka jazda. :) Czas mijał, zbliżały się pierwsze starty w zawodach i wciąż odstawaliśmy od czołówki. Pamiętam wtedy, że do liceum wymarzyłem sobie pójść do konkretnego sportowego i będzie związane z łyżwami (tak byłem wtedy zadurzony w tym sporcie, że biegałem na treningi z samego rana na jezioro, wieczorem i jeszcze trening z trenerką. ), nie wiedziałem, czy w ogóle jest taka szkoła, ale wierzyłem.

Trening na zamarzniętym jeziorze Niegocin w 2011
W końcu miasto znalazło fundusze na realizacje projektu budowy krytego lodowiska, a my dogodne okoliczności do treningu, bo w końcu nie mieliśmy ani warunków, a nie sprzętu, jedynie pamięć o tym, że nasze miasto dawniej uchodziło za jednego z najlepszych w Polsce (wysławieni zwycięscy w rywalizacji w złotym krążku w hokeju, błękitna sztafeta lata 70-90 oraz słynni łyżwiarze szybcy Ryszard Rzadki, Ewa Borkowska Wasilewska, czy też maratończycy w jeździe 24h, czy na 100-200km jak Andrzej Pikciun czy Andrzej Lemieszek i wielu podobnych.)

Mocno ukierunkowałem się na rozwój moich mocnych cech, czyli wytrzymałości i siły. Uzupełniałem trening zimowy z wrotkarstwem szybkim o charakterze letnim, startując w różnego rodzaju półmaratonach oraz maratonach. Często z sukcesami, jakoś czułem się mocny, jeżdżąc z przymocowanymi kółkami do buta, lubiłem ten pęd powietrza i wydzielające się endorfiny :D





                                       
                                                      Krótka wideo relacja z treningu ( jestem widoczny w tym czerwonym kasku)
                                  

Swego czasu władze lodowiska nie zamierzali, iść nam na rękę z doborem godzin, więc zostały tylko albo o 6 rano lub wieczorem o 21. Porozumieliśmy się z weteranami- pasjonatami, że my weżniemy godziny poranne a oni wieczorne. Gdy system ruszył, wpadałem o 6 pojeździć, zostawiałem treningów ki w pracy u mamy, a potem szkoła, i wieczorem znowu na lodowisko z pasjonatami ;)

Po 2 latach treningów, startów, łez i potu :) , do kamionek( mała wieś niedaleko Giżycka ) przyjechał trener szerokiej kadry juniorów ze swoimi najlepszymi zawodnikami właśnie ze szkoły mistrzostwa sportowego w Zakopanem. Moja świetna trenerka Jola załatwiła mi udział z profesjonalistami. Przyznam trener dość sceptycznie, podszedł do udziału mojej osoby, ale ku mojej uciesze się zgodził.

Zaczął się przydział, ambitnie uparłem się, że dołączę do najlepszego peletonu rolakarzy. Trener tylko kiwnął głową. Po pierwszych odcinkach trzymałem się zawzięcie chłopaków, jakby od tego zależało moje być, albo nie być :) Dla nich tempo było średnie, ale dla mnie ówcześnie dość szybkie, nie odpuszczałem. Udało się wytrzymać cały trening. Sprawdziłem się pozytywnie. Na koniec trener się uśmiechnął i się rozdaliśmy.

Po pół roku dostałem informacje od lekarza, że muszę udać się na kontrolę do Olsztyna związku ze starym schorzeniem skoliozy. Po współpracy z pewnym ortopedą staraliśmy się przez lata zminimalizować ten problem. Jak się okazało pozytywnie.

W drodze powrotnej mama dostała telefon. Od kogo? Od Trenera. Poinformował, że zwolniło się miejsce w szkole oraz w internacie i, że jak ma ochotę, to mogę dołączyć do grona łyżwiarzy, z Zakopiańskiej szkoły, to droga wolna. Mama przekazała mi informacje natychmiast. Zamurowało mnie. Kończyłem wtedy pierwsze półrocze w 3 klasie gimnazlanej, a planowałem tam pójść w 1 klasie szkoły średniej, więc plan tego nie obowiązywał. Co robić, ryzykować, czy skończyć szkołę i na spokojnie dołączyć tylko pytanie, czy byłoby jeszcze miejsce?! Podjąłem decyzje natychmiast w samochodzie. Rodzice zrobili tylko zdumione miny. Takie okazje należy wykorzystywać. :)

Przyjechaliśmy w trójkę do szkoły zapoznałem się ze wszystkimi informacjami i z regulaminem i rozpoczełem swój pierwszy oficjalny dzień. Szkoła była niewielka ale wszędzie były  umiejscowione obrazy, zdjęcia i plakaty słynnych polskich sportowców którzy ukończyli SMS im Stanisława Marusarza w Zakopanem (min Justyny Kowalczyk , Kamila Stocha, Piotra Żyły, Konrada Niedźwieckiego, Jana Szymanskiego, Jagny Marczułajtis wszystkich tych którzy trenowali sporty zimowe i osiągali sukcesy na szczeblu Mistrzostw swiata lub Olimpiady).
Właśnie wtedy 23 Stycznia 2012 szkoła gościła gościa: Kamila Stocha.. i ten 1 dzień szkoły właśnie zaczął się od wysłuchania jego relacji. Kamil wówczas nie był aż tak popularny zyskał 6 miejce na MŚ i miał sukcesy na MP ( tak dla jasności to było przed tym ogólnym uwielbieniem jego osoby po MŚ w Val di Fiemme 2013 i IO w Soczi 2014) 
Mama zrobiła sobie zdjęcie, a ja zostałem roskoszować się tą chwilą.

Po tym czasie zacząłem swoją przewrotną karierę jako profesjonalny łyżwiarz szybki startując w różnego rodzaju zawodach rangi MP, MPJ, zawodach międzynarodowych MPM itd

Z legendą łyżwiarstwa szybkiego z Svenem Kramerem

Z drużyną pierścienia, niżej trener  Jan Miętus złoty MŚJ na 1500 74' i Brązowy w wieloboju

Wiedziałem wtedy, że otoczenie stworzy mi niesamowite okazje, do rozwoju postanowiłem to wykorzystać. Nie wiedziałem jednak, że zderzę się ze ścianą, czyli niesamowitym oporem, ale miałem cel osiągnąć klasę II sportową. W tamtym okresie musiałem się liczyć ze zejściem od kilku do kilkunastu sekund na poszczególnych dystansach.

Cel zrealizowałem po roku tylko, że co zawody się zawodziłem, nawet gdy warunki były idealne, nie podtrawiłem dopiąć tego. Ktoś kiedyś powiedział, że każda porażka zawiera zarodek zwycięstwa, tylko, tylko że wówczas byłem młody niecierpliwy i niezbyt rozumiałem tę zasadę.

W końcu udało się, miałem nadzieję, że dalej pójdzie z górki, ale nic z tego.

Obozy, treningi, rozruchy i szkoła, która stwarza drogę, do marzeń, więc trzeba liczyć się z oporem, bo konkurencja jest duża.

Wyszedłem z założenia, że trzeba iść starą system, by uzyskać przewagę nad przeciwnikami, czyli mocniejszym treningiem. Więc trenowałem, progres szedł fakt, ale koszt, jaki za to zapłaciłem, był ogromny. Przed sezonem zastrzyk Energi, formy, wyniki jak na, mnie z kosmosu, ale im więcej trenowałem i mniej uzupełniałem witamin, animo kwasu i nie przestrzegałem zasad odpoczynku, więc słabłem. Zdarzyło się , że z 3h codziennego treningu wydłużałem do 5-6h codziennie + niedziela i cały dzień w górach. Efekt był destrukcyjny robiłem czasy coraz gorsze , miałem mniej mocy , ogólnie byłem przetrenowany. Miesiąc z głowy i to w środku sezonu. Tak się załatwiłem , że musiałem przyjmować zastrzyki z b12 i żelaza do organizmu, bo poziom ich stężenia był trzykrotnie poniżej normy u normalnego nietrenującego mężczyzny.

W czasie pory letniej odbudowałem się fizycznej, ale psychicznie byłem słaby, więc potrzebowałem jakiejś odskoczni czegoś, co pozwoli mi czuć się wolny i pokonywać własne słabości, czyli walkę z samym sobą.

Zacząłem szukać właśnie takich wyzwań, byłem znów głodny sukcesów.

Coraz częściej chodziłem w góry z kolegami często sam, dla wyciszenia zaspokojenia wszystkich doznań zmysłów i nie tylko. Wytyczałem sobie cele generalnie czułem się wolny.

Oprócz tego trenowałem do ostatniego sezonu w szkole, czułem, nasra tającą falę mocy.

Przyszedł sezon i kolejny poważny problem. Blokada psychiczna nie podtrawiłem poprawić czasów, jak zawsze wynik przychodził z łatwością, tak teraz nie mogłem się poprawić. Stanąłem w miejscu.

Stałem się mistrzem treningu; gdy nie było presji podtrawiłem przełamywać własne granice, gdy przychodził stres, jakiś niezidyfikowany lęk czy strach paraliżował mnie i nie jechałem, tego, co np. na treningu. Dla sportowa takie momenty potrafią załamać, ale wiedziałem wówczas, że zakończę sezon i karierę w szkole z najmocniejszym akcentem, na jaki było mnie stać.

Ostatnie zawody w sezonie skończyłem z dwiema życiówkami niepobitymi od 2 lat. Byłem wdzięczny, że właśnie w ten sposób skończyłem ostatnie zawody łyżwiarskie w karierze..
 

                   Więc jak to bylo z górami skąd taka pasja?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na przypale albo wcale Etna 3350 m n.p.m

Pomysł wejścia na najwyższy, aktywny wulkan w Europie, nie był czystym przypadkiem, jak zazwyczaj miało to miejsce podczas moich wypraw... ...